Park w Radojewie
Bez wątpienia mieszkamy w jednej z piękniejszych części naszego miasta. Mamy niebywałe szczęście, ponieważ na naszym osiedlu znajdują się aż dwa piękne i cenne pod względami przyrodniczymi tereny: Góra Moraska z Rezerwatem Meteorytowym oraz park w Radojewie. Dziś parę słów o tym drugim.
Park został założony na zlecenie przedstawicieli pruskiej rodziny szlacheckiej von Treskow mniej więcej równocześnie z budową pałacu (ok. 1830 r.).
Sporządzenie projektu i urządzenie parku podobno powierzono królewskiemu ogrodnikowi z Poczdamu - Piotrowi Lenné. Trzeba tu poprzestać na przypuszczeniach, dlatego że radojewski park jest obiektem, którego plany nie dotrwały do naszych czasów. A jedynie te mogłyby ponad wszelką wątpliwość potwierdzić osobisty udział wspomnianego architekta krajobrazu w kształtowaniu tej pięknej zielonej przestrzeni. Piotr Lenné był jednym z wybitniejszych i cenionych na skalę europejską twórców ogrodów. Za jego najlepsze dzieło uchodzi Park Sanssouci w Poczdamie, jednak Lenné przez całe swoje życie wykonał ponad 300 projektów. Choć z uwagi na brak dokumentów nie można z całą pewnością stwierdzić czy tak wybitny wówczas planista i architekt zieleni faktycznie osobiście podjął się urządzenia radojewskiego parku, to jest to prawdopodobne z uwagi na powiązania von Treskowów z Berlinem i fakt, że pozwalał im na to ich potencjał finansowy. Co wiadomo natomiast na pewno, to to, że w parku zastosowano rozwiązania kompozycyjne, którymi posługiwał się wspomniany ogrodnik. Przede wszystkim to, że park zaprojektowano i urządzono z ogromnym szacunkiem dla istniejącego krajobrazu, natury. Projekty Lenné były poprzedzone głęboką analizą przestrzeni, twórca ten potrafił doskonale wykorzystać naturalne walory środowiska jego pracy. W Radojewie perfekcyjnie wykorzystano istniejące oryginalne polodowcowe zróżnicowane ukształtowanie terenu i największą wartość tego terenu – piękne widoki. W parku stworzono uporządkowany układ dróg i ścieżek z charakterystycznymi rozwidleniami, skrzyżowaniami i kolistymi placami. Założono stawy i strumyki. Ważne jest też to, czego nie zrobiono. Zaniechano sztucznego grodzenia parku, dzięki czemu do dziś pięknie naturalnie stapia się on z okolicznymi polami i lasami tworząc harmonijną całość. Tworzy, tak ważny dla Piotra Lenné, krajobraz otwarty.

Od lata zeszłego roku u wejścia do parku wita nas drewniana instalacja o nazwie Brama, której początek wraz z potężną lipą po drugiej stronie ścieżki tworzy symboliczną bramę do lasu. Można na niej siedzieć, konstrukcja ma walory informacyjne, można na niej przeczytać kilka ciekawostek dotyczących parku i pałacu. I tak, można dowiedzieć się, że parkowe stawy mają nadane nietypowe kształty: koła, kwadratu i trójkąta czy że rosnące w parku platany z powodu zrzucania kory nazywane są bezwstydnicami. Instalacja pełni funkcję drogowskazu, swoistej bramy do parku i zaprasza do spaceru.

kto wie, ale to co dziś ostało się ze starej ruiny, to
jedynie fragment jednej z jej ścian z podmurówką. Oglądając stare niemieckie
pocztówki z Radojewa można przekonać się, że ruina była całkiem sporych
rozmiarów i wyraźnie górowała nad parkowymi drzewami. Wyglądała zatem zupełnie
inaczej niż dziś. Świadczą też o tym resztki podmurówki i fundamentów, które
znajdują się wokół fragmentu ocalałej ściany. Jakie,
oprócz części roślin, ślady po von Treskowach zostały w parku? Przede wszystkim
sztuczna ruina. Postawiono ją celem
ozdobienia i uatrakcyjnienia przestrzeni parkowej. Była to imitacja
romantycznych szczątków zniszczonego gotyckiego zamku. Stanęła ona na
specjalnie usypanymi wzmocnionym wkopanymi tu granitowymi głazami wzgórzu, w
otoczeniu modrzewi. Mało
Innym śladem po dawnych właścicielach parku i pałacu jest zagubiony w parku cmentarzyk rodowy. Choć grobów jest tam ponad dwadzieścia, tylko na nielicznych można jeszcze przeczytać inskrypcje. Kiedyś na pomnikach znajdowały się żelazne ozdobne płyty. Obecnie nie ma po nich żadnego śladu. Podobno żyjący członkowie rodziny von Treskowów czynią starania, by nagrobki odnowić, kiedy im się to uda – czas pokaże. Warto też zwrócić uwagę na głaz, który zachęca do uczczenia pamięci zmarłych ofiar bezsensownych i niszczycielskich wojen.
W południowej i południowo-wschodniej części parku stworzono na różnych wysokościach trzy połączone ze sobą stawy. Woda była nieodłącznym elementem ogrodu krajobrazowego. Ze stawu niedaleko pałacu wypływa niewielki strumyk, który zmierza do jednego z dwóch zbiorników usytuowanych poniżej we wschodniej części parku. Stawy te, niestety, obecnie z powodu suszy, przez większą część roku wyschnięte, do dziś oddzielone są od siebie groblą, która prowadzi na Górę Krzyżową nazwaną tak z powodu ulokowanego na niej niegdyś krzyża. To ponad siedmiometrowe wzniesienie kiedyś można było „zdobyć” dużo prościej. Na szczyt prowadziły tam bowiem kamienne stopnie. Drewniany krzyż został postawiony na wzgórzu obok dwóch wielkich głazów. Dawniej ludzie nie potrafiąc sobie wyjaśnić kto, kiedy, jak i po co porzucił wielkie, ciężkie kamienie na przykład na wzgórzu takim jak to, kojarzyli ich obecność z diabelskimi mocami. Głazy na radojewskiej Górze Krzyżowej również owiane są legendą. Według niej są to podobno zaklęci w kamień kochankowie: owczarz Jaś i dziewczyna z Radojewa Jagna. Matka dziewczyny nie akceptując związku, wydała na parę wyrok rzucając klątwę: „obyście tam (w miejscu schadzek w parku) oboje skamienieli”. Podobno później przez jakiś czas głazy rosły a potem przestały. Wieść gminna niesie też, że do dziś w Dzień Zaduszny można usłyszeć jęki nieszczęśliwej pary. Niektórzy z mieszkańców opowiadali też, że kiedyś, gdy żołnierze z jednostki w pobliskim Biedrusku próbowali zrobić w kamieniach odwierty, pojawiła się krew. Dlaczego ludzie tworzyli takie przerażające opowieści? Być może było tak, że kochankowie z Radojewa naprawdę istnieli i naprawdę z ich związku nie była zadowolona matka dziewczyny. Można przypuszczać, że w takiej sytuacji para uciekła a miejscowi by wytłumaczyć sobie ich niespodziewane zaginięcie stworzyli taką historię. Prawda pozostanie już zawsze tajemnicą.
Park w Radojewie jest piękny przez cały rok, jednak szczególnie warto zajrzeć do niego późną zimą i wiosną. W lutym, a czasem już w styczniu zjawiskowe żółte dywany pod starymi bezlistnymi o tej porze roku jeszcze dębami, wiązami i jesionami tworzy rannik zimowy. Jego populacja zaliczana jest do najliczniejszych w Polsce. Nie jest to gatunek rodzimy i nie występuje w Polsce z natury, a jedynie jako roślina uprawiana lub zdziczała. Pochodzi z żyznych lasów południowej Europy. W Polsce trafia się rzadko w uprawie ogrodowej i nieczęsto jako roślina zdziczała w dawnych parkach i na cmentarzach. Z tym przypadkiem mamy do czynienie właśnie w Radojewie. Czy ranniki pojawiły się w Parku za sprawą von Treskowów? Tego nie wiadomo, ale jest to prawdopodobne. Z kolei w kwietniu parkowym runem rządzą fioletowe, różowe i białe kokorycze, którym teren ten zawdzięcza nazwę Kokoryczowe Wzgórze.
tekst: Natalia Goślicka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.